|
Gdzie leży Emilicin?
Emilcin to wieś w Polsce położona w województwie lubelskim, w powiecie opolskim, w gminie Opole Lubelskie.
Co się tam stało w 1978r?
10.05.1978 roku w Emilcinie doszło do spotkania III stopnia. Około godziny 8 nad ranem (podaje się też, że około 5 rano), Jan Wolski jechał wozem konnym z sąsiedniego pegeeru drogą leśną w pobliżu swojej wioski. Nagle ujrzał idących przed nim drogą dwóch małych ludzików, które nazwał "potworakami".
"Byli trochę niżsi niż ziemianie, mieli ciemnozielone twarze. Jedynym ubraniem był czarno- szary, obcisły strój pokrywający całe ciało. Nie było na nim żadnych guzików ani suwaków. Mieli skośne oczy a usta przypominały cienką, bezbarwną kreskę. Każdy z palców otoczony był obwódką, jakby zielonym źdźbłem trawy. Rozmawiali ze sobą w nieznanym języku".
Kiedy Wolski zaczął ich wyprzedzać, wskoczyli oni z obu stron na jego furmankę. To Wolskiego nie zdziwiło, bo taki był miejscowy zwyczaj. Zaskoczony był zaś ich niespodziewaną zwinnością. W tym momencie wóz doznał szarpnięcia w sposób zwiastujący nieproporcjonalnie duże zwiększenie ładunku. Siedząc po obu stronach Wolskiego, żywo dyskutowali ze sobą o jakimś problemie, używając "diabelskiego" języka, składającego się z wielu ostrych i piskliwych dźwięków podobnych do gruchania gołębi i chichotów hieny. To wzbudziło w nim podejrzenia, iż nie są oni ludźmi. Kiedy po około trzystu metrach w końcu furmanka wyjechała na małą leśną polankę, Wolski zauważył przed ścianą drzew niezwykły srebrzysty wehikuł, który wisiał około 4 do 5 metrów ponad powierzchnią ziemi.
"Duży był jak pół autobusu, i biały. Po bokach miał po dwa kręgi poziome, podobne do "przetaków", z których wystawały jakby dwa słupy wirującej tęczowej poświaty, ruszające się w górę i w dół. Na środku bocznej ściany widniał otwór wejściowy, z którego wyglądało jeszcze dwóch takich "potworaków".
Jak wyglądał statek?
Wehikuł nie posiadał okien, a jedynie otwarte drzwi położone na środku przedniej ściany. Framuga tych drzwi ujawniła grubość ścianek wehikułu ocenianą na około 20 cm. UFO nie posiadało żadnego kołnierza, skrzydeł, nóg czy kół. Jedynymi elementami wystającymi z jego korpusu były cztery beczko- kształtne urządzenia ustawione w każdym narożu. Z każdej z tych czterech "beczek" odchodziła ku ziemi czarna, wirująca, pionowa forma opisywana przez Wolskiego jako "wiertło". "Wiertła" te sprawiały wrażenie wykonanych z czarnej materii stałej. Wszystkie cztery "wiertła" wirowały ogromnie szybko, chociaż nie powodowały one żadnego zauważalnego ruchu powietrza. Podczas wirowania wydawały słaby dźwięk buczący, nieco zbliżony do dźwięku wydawanego przez trzmiela. Nie było w nim żadnych okien.
Co było dalej?
Z drzwi tego pojazdu obniżyła się mała platforma przymocowana do czterech lin. Nagle stanął na niej ktoś "i przyjaznym gestem zaprosił do środka"- opowiada Wolski. Platforma ta błyskawicznie wydźwignęła Wolskiego z jednym humanoidem do wehikułu, gdzie oczekiwało już na nich dalszych dwóch humanoidów. Czwarty z nich dołączył do reszty po drugim obniżeniu platformy. Wehikuł posiadał czterech członków załogi.
Środek pojazdu
Jan Wolski ze swojego pobytu w statku Obcych zapamiętał kilka rzeczy. Wewnątrz wehikułu znajdował się pojedynczy prostokątny pokój. Jego ściany były całkowicie nieprzepuszczalne dla światła. Nie było też żadnego okna. Stąd jedynym źródłem oświetlenia był otwór drzwiowy. Było ciemno, światło padało tylko przez otwarte drzwi. Podłoga, ściany, i płaski sufit wyglądały jak odlane z twardego w dotyku materiału podobnego do szkła. Pokój był pusty, bez żadnych mebli, zawierał jedynie pod czterema ścianami małe czarne ławeczki i wysokie na jakieś 60 cm przymocowane do ściany linkami (po dwie linki na jedno siedzenie). W jednej ze ścian były dwa małe otwory, w których jeden z osobników manipulował czarną pałeczką. W kabinie nie spostrzegł żadnych przełączników, wskaźników albo lampek kontrolnych. Koło wejścia leżało kilkanaście żywych ptaków: wron, kawek. Sufit był półokrągły i wzdłuż niego- od jednej ściany do drugiej- biegła czarna "rura".
Badanie Wolskiego
W pewnym momencie, gdzie przebywał Wolski wszedł ktoś ważniejszy, bo obcy wyraźnie uspokoili się i ucichli. Pokazując na migi obcy zmusili go, aby się rozebrał do naga.
"Badali mnie jakimiś krążkami podobnymi do talerzyków. Zbliżali je do mnie i oddalali. Badało tylko dwóch, ale jeden stał przy ścianie i w małym otworku wiercił małym, czarnym patyczkiem zakończonym kulką. W tym samym czasie jedli- coś potwornie przezroczystego, przypominającego lód".
Wypuszczenie Wolskiego
Po kilku minutach badania pozwolono mu się ponownie ubrać. Wizyta była najwyraźniej skończona. Po zbadaniu Wolskiego kosmici zwieźli go na dół i wypuścili. Odchodził, kłaniając się czapką, a oni stali w drzwiach, kiwali głowami i wykrzywiali się. Wolski opowiada dalej:
"Odwróciłem się przodem do istot w czarnych ubiorach, zdjąłem czapkę i powiedziałem wyraźnie: do widzenia. A oni też jakby wszyscy się kłaniali. Zresztą byli dla mnie cały czas uprzejmi. Chcieli mnie nawet nakarmić jakimiś dziwnymi soplami, ale ja już chciałem wracać do domu. Bez kłopotów zjechałem pomostem kilka metrów w dół. Wsiadłem na wóz i myślałem tylko o tym, jak najprędzej dojechać do domu i opowiedzieć wszystkim o tym, co mnie spotkało".
Ślady po wizycie UFO
Wolski zaalarmował swych dwóch synów, ale zanim się zebrali, zawiadomili sąsiadów i wreszcie pojechali. Po UFO pozostały jedynie ślady na miękkim gruncie w postaci odciśniętych stóp- w lasku i na łące.
|